Ryzyko kredytowe polskich przedsiębiorstw w czasie pandemii

Jak wynika z raportu Euler Hermes (firmy działającej w sektorze ubezpieczeń należności) obecna sytuacja polskich przedsiębiorców nie rokuje zbyt dobrze. W obecnych czasach z pandemią koronawirusa w tle, wiele firm zmaga się z niewypłacalnością, przy jednoczesnym wzroście popytu, a więc popyt nie gwarantuje bezpieczeństwa? Wydawać by się mogło, że tak. Jednak odrodzenie popytu nie jest trwałe. Ograniczenia wprowadzane w ramach walki z pandemią m.in. ograniczenie dostępu do sklepów lub całkowite zamknięcie wielu instytucji handlowych, a później odblokowanie sprawiło, że wiele osób robiło zakupy na zapas, co później skutkowało to tym, że w sklepach było mniej osób.  Pomimo wsparcia od Państwa w ramach programu Polskiego Funduszu Rozwoju w III kwartale 369 polskich firm było niewypłacalnych, są to rekordowe liczby od 10 lat. Biorąc pod uwagę okres od stycznia 2020 do września 2020 było to 849 niewypłacanych przedsiębiorstw, co daje 12% wzrost do roku poprzedniego. Rekordowy, bo aż 83 % wzrost niewypłacalności zanotował sektor hotelarsko-gastronomiczny. Według szacunków ekspertów Euler Hermes w roku następnym zaobserwujemy 10 % wzrost do roku 2020 niewypłacalności polskich firm. Niestety IV kwartał nie budzi nadziei dla przedsiębiorców. Kolejne restrykcje narzucane przez rząd i częściowe zamknięcie gospodarki, a być może w rezultacie całkowity lockdown mogą negatywnie wpłynąć na polskie firmy.

Covid i ryzyko kredytowe cd.

Zakłady sektora przemysłu zbrojeniowego są w trudnej sytuacji finansowej. Dotyczy to także polskich zakładów będących częścią zagranicznych korporacji. W polskim oddziale koncernu Pratt & Whitney w Rzeszowie planuje się zwolnić kolejnych 300 pracowników produkcyjnych. To większy problem, niż się wydaje. Ponadto, branża lotnicza wciąż pogrążona jest w kryzysie. I nie dotyczy to tylko polskich zakładów produkujących dla wojska. Zwolnienia odnotowano w zakładach Leonardo w Polsce PZL-Świdnik. Trwają też one w rzeszowskich Zakładach Napędów Lotniczych w Rzeszowie, który zatrudnia ok. 4 tys. ludzi – to polski oddział koncernu Pratt & Whitney, światowego giganta w produkcji silników samolotowych, silników i przekładni, m.in. dla śmigłowców Sokół.

Coraz większe problemy z płynnością w dobie pandemii

Zasoby gotówki są bardzo istotne zarówno dla działalności przedsiębiorstw jak i osób fizycznych, a co za tym idzie są kluczowe dla całej gospodarki, co wynika z wielopoziomowych powiązań i przepływów gotówkowych i towarowych pomiędzy uczestnikami rynków. Środki pieniężne posiadane przez podmioty gospodarcze są gwarancją finansowego, ale nie tylko, bezpieczeństwa. O posiadaniu przez przedsiębiorstwo płynności finansowej świadczy odpowiednia ilość środków finansowych pozwalająca podmiotowi na regulowanie bieżących zobowiązań krótkoterminowych. Płynność to również pojęcie, które określa jak szybko można zbyć dany element majątku zamieniając go w gotówkę, nie tracąc przy tym na jego wartości. Czasami jednak zbycie części majątku w celu utrzymania płynności finansowej może okazać się niemożliwe z bardzo prozaicznego powodu – braku nabywcy.

Obecna sytuacja związana z epidemią COVID 19 pokazuje, że głównym,
ale nie jedynym, powodem utraty płynności przedsiębiorstw jest zamknięcie gospodarki związane z powstałymi ograniczeniami. Z jednej strony przedsiębiorstwa tracą płynność z powodu niemożliwości wykonywania normalnej działalności, która zahamowała wpływ środków do firm. Przedsiębiorstwa nie znajdują nabywców na oferowane przez nie towary,
czy usługi. Zamknięte granice i załamanie przepływów logistycznych dla wielu z nich może oznaczać koniec działalności. Z drugiej zaś strony nie zniknęły normalne zobowiązania wiążące się z prowadzeniem działalności, takie jak: należności dla usługodawców współpracujących z firmą, pensje dla pracowników, zobowiązania do ZUS-u i US, czy zwyczajny zakup towarów, czy produktów będących w taki czy inny sposób przedmiotem działalności danej firmy.

W przedsiębiorstwach produkcyjnych i dystrybucyjnych, działających w branży budowlanej, transportowej lub usługowej, normalnym zjawiskiem jest płatność za realizację usługi po 30, 60, a nawet 90 dniach. Tak długie oczekiwanie może zachwiać płynnością finansową przedsiębiorstwa z kilku powodów, ponieważ firma formalnie wykazuje dochód, od którego należy zapłacić podatek, pracownicy oczekują na wynagrodzenie, a także konieczny jest  bieżący zakup materiałów i towarów niezbędnych do dalszej działalności[i]. O ile w normalnych warunkach ta sytuacja nie stwarza niebezpieczeństwa utraty płynności finansowej, o tyle w warunkach epidemii jest tak groźna jak rzeczony wirus dla człowieka. Wszystko zależy od tego jak silny jest dany organizm.

Niewątpliwym elementem tej układanki jest strach przed niepewną przyszłością, który zmusza wiele podmiotów do wstrzymania się od regulowania swoich zobowiązań pomimo posiadania zasobów gotówki na ten cel. „Ponad jedna czwarta badanych firm wyraźnie przyznaje, że ma pieniądze, ale nie płaci, ponieważ zatrzymuje je po prostu na czarną godzinę.”[ii] Nieterminowa spłata wierzytelności przez partnerów stanowi duże zagrożenie
dla płynności przedsiębiorstw i powoduje efekt domina, który jest niebezpieczny dla całej gospodarki. Przedsiębiorca pozbawiony zapłaty należności sam zaczyna tworzyć zatory płatnicze, a tym samym wpływa negatywnie na kondycję finansową swoich partnerów biznesowych.

Od 2 tygodni można zaobserwować wzrost liczby przedsiębiorców, którzy szybciej niż dotychczas rozpoczynają dochodzenie swoich należności od dłużników. Nie czekają oni po upływie terminu płatności jak kiedyś kilka miesięcy, ale przekazują zaległe faktury do windykacji już nawet po kilku dniach. Wzorem pracy zdalnej częściej takie zlecenia windykacyjne przekazywane są online. Można też zaobserwować duże zrozumienie wierzycieli objawiające się innym traktowaniem dłużników, którzy nie płacą ponieważ faktycznie nie mają pieniędzy, i innym traktowaniem tych którzy płatności wstrzymują będąc w niezłej kondycji finansowej, a jedynie zasłaniają się ustaniem działalności z powodu koronawirusa[iii]. Duże znaczenie w tym wzajemnym zaufaniu firm, że płatności zostaną kiedyś uregulowane, ma fakt, jak długo poszczególni kontrahenci ze sobą współpracują.

Biorąc pod uwagę powyższe fakty sytuacja obecna nosi znamiona zmaterializowanego Stres Testu całej światowej gospodarki, którego skutki odbiją się na zamożności przedsiębiorstw i całych społeczeństw, a wychodzenie z kryzysu może potrwać kilka lat. Obronną ręką być może z tego kryzysu wyjdą przedsiębiorstwa, które w przeszłości zadbały
o odpowiedni bufor bezpieczeństwa finansowego na takie okoliczności. Konsumując oszczędności pozbawią się jednak możliwości dalszego rozwoju, a oszczędności kiedyś się przecież skończą. Wszystko zależy od tego jak szybko przywrócona zostanie możliwość normalnego funkcjonowania przedsiębiorstw i firm usługowych. Alternatywą na przetrwanie może być zdolność szybkiego przekwalifikowania się na inną produkcję. Wiele przedsiębiorstw przestawia się na produkcję maseczek, przyłbic i innych akcesoriów osobistej ochrony higienicznej, których posiadanie przez obywateli wymusza epidemia. Niektóre firmy zmieniły sposób funkcjonowania wykorzystując do tego sieci internetowe, proponując swoim pracownikom prace zdalną w domu lub mocno ograniczając ich aktywność w terenie. Wyjściem z sytuacji jest też umowa między pracodawcami i pracownikami dotycząca zmniejszenia wypłacanego uposażenia. Niektóre branże wydały też własne rozporządzenia odnośnie funkcjonowania firm, oczywiście w zgodzie z ogólnymi obecnie obowiązującymi zasadami, przykładem może być tutaj stanowisko Głównego Geodety Kraju, który rekomenduje wykonywanie działalności geodezyjnej z zachowaniem wszystkich niezbędnych środków ostrożności.[iv]

Pomoc w obecnej sytuacji oferuje państwo w postaci tzw. tarczy antykryzysowej. Chodzi m.in. o zawieszenie na trzy miesiące składek na ZUS, mikropożyczki dla firm, dopłaty do pensji pracowników czy odroczenie spłaty rat kredytów. W mniemaniu wielu przedsiębiorców taka pomoc jest jednak niewystarczająca dla zachowania płynności finansowej. O utracie płynności finansowej zaczynają też mówić samorządy, których wpływy z tytułu należności podatkowych znacznie się zmniejszyły. Niektóre gminy już ogłosiły wstrzymanie inwestycji ograniczając się jedynie do kontynuacji tych, w których przeważa finansowanie zewnętrzne. Odwołane zostały również lokalne imprezy i uroczystości patriotyczne[v]. Planowane jest ograniczenie zatrudnienia w instytucjach samorządowych.

Obecna sytuacja bez wątpienia wpływa krytycznie na każdy aspekt działalności biznesowej i czas ten nie jest łatwy ani dla pracowników, ani dla przedsiębiorców, czy instytucji państwowych. Konieczne jest, aby firmy w miarę możliwości zabezpieczyły swoje interesy w taki sposób, aby zminimalizować straty i zmniejszyć ryzyko utraty płynności finansowej. Ważne też, żeby działania przedsiębiorców były odpowiedzialne i charakteryzowały
się zrozumieniem i współpracą ze swoimi partnerami biznesowymi.

[i] https://www.money.pl/gielda/krd-zpf-88-polskich-firm-ma-problem-z-zaleglosciami-kontrahentow-6448812228753025a.html

[ii] https://www.creditreform.pl/informacje/634/Coraz-wie%CC%A8ksze-problemy-z p%C5%82ynnos% CC%81cia%CC%A8-w-dobie-pandemii?actionMethod=information.xhtml%3AlocaleChanger.polishAction

[iii] https://www.money.pl/gielda/krd-problemy-z-terminowym-placeniem-wzrosly-podczas-pandemii-wg-63-firm-msp-6492662924252801a.html

[iv] https://www.sgp.geodezja.org.pl/nasza-dzialalnosc/informacje/733-odpowiedz-glownego-geodety-kraju-na-pismo-stowarzyszenia-geodetow-polskich

[v] http://www.mamnewsa.pl/polityka/w-ketach-nie-ma-rownych-i-rowniejszych-przelomowe-decyzje-burmistrza

Ryzyko kredytowe w marcu 2020 r.

Prognozy gospodarcze na 2020 rok zapowiadały zupełnie inną sytuację, niż ta, z którą przyszło nam się zmierzyć. Nie ulega wątpliwości, iż mamy do czynienia z kryzysem, który coraz bardziej się pogłębia. Centralny Ośrodek Informacji Gospodarczej informuje o 188 upadłościach firm ogłoszonych pod koniec marca 2020. W styczniu było to 69 przedsiębiorstw, w lutym 64, zaś w marcu 55. Tendencja jest co prawda malejąca, jednak ze względu na pandemię trudno określić dalszy bieg wydarzeń. Jednym z warunków wszczęcia postępowania upadłościowego jest możliwość pokrycia jego kosztów. W przypadku 201 przedsiębiorstw wnioski o upadłość zostały oddalone właśnie z powodu braku środków.

Poniższa tabela grupuje upadłości firm ze względu na formę prawną.

FORMA PRAWNA LICZBA FIRM PROCENT
Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością 102 54,26%
Indywidualna działalność gospodarcza 56 29,79%
Spółka akcyjna 11 5,85%
Spółka komandytowa 10 5,32%
Spółka jawna 5 2,66%
Spółka komandytowo akcyjna 2 1,06%
Wspólnik spółki jawnej 2 1,06%

Najwięcej postępowań upadłościowych dotyczy spółek z ograniczoną odpowiedzialnością (54,26%) oraz indywidualnych działalności gospodarczych (29,79%). Jeżeli chodzi o lokalizację, w pierwszym kwartale 2020 roku, najwięcej firm ogłosiło upadłość w województwach: mazowieckim (18,09%), śląskim (14,89%) oraz dolnośląskim (10,64%). Biorąc pod uwagę działy gospodarki, najwięcej postępowań dotyczy przedsiębiorstw, które prowadziły działalność przetwórczą (25,81%), handel hurtowy i detaliczny oraz naprawę pojazdów samochodowych (24,19%). Najwięcej upadłości zanotowano w branży transportu drogowego towarów (13 firm) oraz wśród robot budowlanych związanych ze wznoszeniem budynków mieszkalnych i niemieszkalnych (10 firm).

Newsweek już w nagłówkach swoich artykułów informuje o ogromnej skali, nie tylko wygaszania działalności, ale i zwolnień pracowników. TVN24 mówi nawet o planach zwolnień grupowych. Prawie 70% badanych przedsiębiorców bierze pod uwagę cięcia etatów w kolejnym kwartale tego roku. Firmy notują spadek popytu na swoje produkty czy usługi, w wyniku czego mogą pojawić się poważne problemy finansowe utrudniające prawidłowe funkcjonowanie lub nawet zagrażające utrzymaniu się na rynku. Redukcje etatów wydają się więc niemożliwe do uniknięcia. Według prognoz, co piętnasty pracownik może stracić pracę. Są to ok. 2 mln osób.  Bezrobocie w kolejnych miesiącach może wzrosnąć nawet do 10%. Eksperci twierdzą, że najbardziej narażone na utratę pracy są osoby zatrudnione na umowie zleceniu. Dotyczy to przede wszystkim sektora handlu. Mocno zagrożona jest również branża automotive. Fabryki samochodów zamykają swoje firmy ze względu na brak komponentów pochodzących z innych krajów.

Eksperci Forbesa opisali dwa możliwe scenariusze wydarzeń. Pierwszy wskazuje na odejście epidemii w połowie kwietnia, drugi zaś utrzymanie się do lata. NFZ wycenia koszty testu na koronawirusa jako 450 zł.

Nie wszystkie branże odnotowują jednak spadki. W dobrej kondycji utrzymuje się przemysł spożywczy, logistyka czy branże nowych technologii. Pomimo kryzysu niektórzy pracodawcy nadal chętnie zatrudniają. W marcu 2020 roku opublikowano tylko o 7,5% mniej ofert pracy niż w analogicznym okresie w 2019 roku. Zmniejszone oczekiwania pracodawców względem przyszłych kandydatów dotyczą m.in. doświadczenia i wykształcenia.

Epidemia koronawirusa mocno sparaliżowała branżę meblarską. Firmy w całej Europie wstrzymały produkcję. W branży tej pracuje ponad 180 tysięcy pracowników, a generuje ona zyski w okolicy 2% PKB. 90% mebli powstałych w Polsce trafia na eksport. Branża generuje przez to średnio 11 mld euro zysku rocznie. Zamknięte pozostają także wszystkie zakłady fryzjerskie i kosmetyczne. Tych usług nie będzie można realizować również poza salonami, zatem długi nieustannie będą rosnąć. Krajowy Rejestr Długów donosi, iż zobowiązania branży sięgają 37,7 mln złotych. Branża fitness, kluby sportowe czy siłownie, również musiały zaprzestać działalności. Ponad 2,5 tysięcy placówek w Polsce zatrudnia łącznie 80 tys. pracowników.

Jak podaje Forsal.pl jedna z polskich firm deweloperskich – Polnord odnotował 116,72 mln zł skonsolidowanej straty netto z działalności kontynuowanej przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej w 2019 r. wobec 51,13 mln zł straty rok wcześniej, podała spółka w raporcie. Strata brutto z działalności operacyjnej (kontynuowanej) wyniosła 99,43 mln zł wobec 12,12 mln zł straty rok wcześniej. W ujęciu jednostkowym strata netto w 2019 r. wyniosła 131,1 mln zł wobec 78,24 mln zł straty rok wcześniej. Polnord działa na rynku budowlanym i deweloperskim w Polsce. Jest notowany na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie od 1999 r. W 2019 r. sprzedał 323 lokale.

Rząd we współpracy z Bankiem Centralnym zaproponował stworzenie dla firm, tzw. tarczy finansowej. Zgodnie z jej założeniami 100 mld złotych miałoby zostać przeznaczone na ochronę miejsc pracy oraz wsparcie dla polskich firm. Program składa się z 3 części: 25 mld dla mikrofirm, 50 mld dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz 25 mld dla dużych firm. Warunkami skorzystania z tej pomocy są: utrzymanie działalności min. 12 miesięcy od otrzymania subwencji, spadek obrotów o 25%, odprowadzanie podatków w Polsce oraz utrzymanie miejsc pracy. Niestety jednak teoria i praktyka często się mijają. Zapowiadane wsparcie może nie być wystarczające. W rzeczywistości nie każda firma, mówiąc kolokwialnie „załapie się” na tę pomoc. Eksperci Business Insider podkreślają, iż zapowiadane 100 mld zł raczej nie pokryje zapotrzebowania na pomoc, o którą wnioskują przedsiębiorcy.

Podsumowując, prawdopodobnie mamy do czynienia z największą od siedmiu lat liczbą niewypłacalności firm produkcyjnych. Zanotowano 30% wzrost liczby niewypłacalności firm. Większość branż w Polsce, ale i w Europie czy na świecie, zmaga się teraz z trudną sytuacją na rynku. Ilość firm, które ogłosiły upadłość ukazuje poziom zagrożenia dla gospodarki, która z dnia na dzień coraz bardziej słabnie. Nie ulega wątpliwości, iż mamy do czynienia z kryzysem, który wręcz systematycznie osiąga kolejne stadia rozwoju.

MŠK Žilina bankrutuje

upadłość

upadłośćMŠK Žilina to dla fanów futbolu w Polsce oraz na świecie klub o ile nie bardzo dobrze znany, to co najmniej kojarzony. Zespół został założony w 1908 roku pod ówczesną nazwą Krúžok žilinských športovcov. Przez dziesięciolecia zmieniał on nazwę wielokrotnie (Slovena / Dynamo / ZVL) przyjmując bieżącą (MŠK Žilina) w 1995 roku. W czasie trwania całej swej historii MŠK Žilina triumfował w krajowych rozgrywkach siedmiokrotnie (2002, 2003, 2004, 2007, 2010, 2012, 2017). Do największych sukcesów można również zaliczyć Puchar Słowacji zdobyty w roku 2012 oraz krajowy Superpuchar (rozgrywki pomiędzy Mistrzem a zdobywcą Pucharu), który klub z Žiliny zdobył czterokrotnie. Sukcesy na krajowym podwórku pozwoliły MŠK Žilina na zaprezentowanie swoich umiejętności na arenie międzynarodowej, na której zadebiutowali jeszcze jako klub grający  ekstraklasie Czechosłowacji (przed rozpadem na dwa niezależne Państwa – Słowację   i Czechy) w 1961 roku, reprezentując swoje barwy w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów (w 1999 roku połączony z Pucharem UEFA), gdzie w ćwierćfinale ulegli Florencji. Ponownie klub ze stolicy Žilinský-ego kraju (województwo żylińskie) zaprezentował swoje umiejętności w tzw. Pucharze Lata (Puchar Intertoto) w 1997 roku, gdzie rywalizowali między innymi z grającą aktualnie w IV lidze Odrą Wodzisław Śląski.

Na największych sukcesów MŠK Žilina na arenie międzynarodowej kibice słowackiego klubu czekali do sezonów 2008 / 2009, kiedy to zakwalifikowali się do fazy grupowej Pucharu UEFA oraz przede wszystkim sezonu 2010 / 2011, kiedy to byli uczestnikami elitarnej Ligi Mistrzów goszcząc na Słowacji takie kluby jak Chelsea Londyn, Olympique Marsylia czy też Spartak Moskwa. Bogata tradycja i piękna historia wydają się już tylko melodią przeszłości. Postępująca pandemia wirusa COVID-19 przyniosła nie tylko Europie ale i całemu światu sytuację kryzysu niespotykanego na taką skalę od czasów II Wojny Światowej. Dramat epidemiologiczny dotykać zaczął nie tylko tak ważnych dla wszystkich aspektów życia i zdrowia, ale również odciskać swoje coraz większe piętno na życiu społecznym, gospodarczym jak i ekonomicznym, nie omijając przy tym świata sportu. Zewsząd dochodzą do nas głosy o bankrutujących większych czy też mniejszych firmach, jednakże brak było informacji o upadających klubach piłkarskich. Początkiem bieżącego tygodnia (30 marca 2020 roku), świat futbolu obiegła informacja, iż z dniem  1.04.2020 r. klub MŠK Žilina przechodzi w stan upadłości, spowodowany niewypłacalnością spółki. Dlaczego akurat MŠK Žilina a nie jeden z większych, bardziej znanych klubów w Europie czy na Świecie, których to wydatki konieczne do utrzymania bieżącej działalności są zdecydowanie większe? Odpowiedź na tak zadane pytanie jest gruncie rzeczy bardzo przejrzysta i oczywista. Wszystko zależy od źródeł finansowania oraz dochodów klubów. MŠK Žilina nie będący klubowym hegemonem piłki nożnej na starym kontynencie w swoich źródłach finansowania bazował przede wszystkim na dostarczaniu (poprzez transakcje gotówkowe) utalentowanych piłkarzy, tym większym, bardziej zamożnym klubom na piłkarskiej mapie Europy. Z ostatnich transakcji warto przytoczyć transfer Roberta Boženíka do Feyenoordu Rotterdam, który miał wzbogacić konto żilińskiego klubu o 4 mln € (póki co realizacji doczekała się zaledwie jedna dziesiątą kwoty). Zbilansowanie budżetów klubów bazując na zakładanych,  hipotetycznych dochodach z transferów w kolejnych okienkach transferowych jest bardzo ryzykowną lecz dla tych mniejszych podmiotów niejednokrotnie jedyną opcją przetrwania w skomercjalizowanym świecie futbolu. Klub z Żyliny zakładał, iż w kolejnych okresach dopuszczonych do przeprowadzania transferów, będą w stanie sprzedać swoje kolejne młode gwiazdy, takie jak 19-letni Jan Bernat (wyceniany na 400 tys. €), czy również niespełna 20-letni Benson Anang (wyceniany na 350 tys. €). Jednak wszystko wskazuje, że świat futbolu wchodzi w nową erę transferów- erę tak zwanych transakcji bezgotówkowych jak również wymian piłkarzy pomiędzy poszczególnymi klubami, o czym mówią głośno przedstawiciele tak bogatych (przed kryzysem) klubów jak chociażby Juventus Turyn.

Czy Klub z Żiliny można było uratować? Przy natychmiastowym wdrożeniu radykalnych działań (jak między innymi obniżka uposażeń piłkarzy, czy też pracowników klubu) było to możliwe. Działanie takie z dużą powszechnością podejmowane zostało przez wiele włoskich czy hiszpańskich klubów, przy czym co warto dodać powszechnym zrozumieniu piłkarzy! Również polskie władze futbolu (w postaci spółki Ekstraklasa SA oraz Stowarzyszenie Pierwszej Ligi Piłkarskiej) zdecydowały odgórnie, iż dopuszczalne będzie obniżenie uposażeń piłkarzy występujących w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych w Polsce o 50%, lecz do kwoty nie mniejszej niż 10.000 PLN brutto (Ekstraklasa), 4.000 PLN brutto (Pierwsza Liga) i do czasu nie przekraczającego 30 czerwca 2020 roku. To wszystko po to, aby pomóc klubom przetrwać ten niespodziewany, a co za tym idzie najcięższy okres czasu. Warto dodać, iż nawet międzynarodowa federacja piłkarska (FIFA) zadeklarowała chęć wsparcia klubów poprzez plan roboczo nazwany piłkarskim odpowiednikiem „Planu Marshalla”, który polegać ma na rozdystrybuowaniu środków należących do FIFA (rezerwa pieniężna szacowana na około 2,74 miliarda USD) pomiędzy narodowe związki piłkarskie oraz kluby. MŠK Žilina już na tym nie skorzysta, gdyż piłkarze tego klubu wykazali się skrajnym niezrozumieniem bieżącej sytuacji i nie zgodzili się (oczywiście nie wszyscy, lecz niestety dla klubu ze Słowacji, najrozsądniejszego rozwiązania nie przyjęli Ci najdrożsi w utrzymaniu piłkarze) na obniżenie uposażeń, za co spotkała ich nagroda w postaci rozwiązania kontraktów. Czy zachowanie piłkarzy MŠK Žilina jest odosobnione? Niestety nie. W tym miejscu warto wspomnieć chociażby analogiczne zachowanie piłkarzy i pracowników klubu Dinamo Zagrzeb. Biorąc pod uwagę, iż piłkarze klubu z północy Słowacji nie należą kolokwialnie mówiąc do „piłkarskich wirtuozów”, może okazać się, iż w dobie globalnego kryzysu znalezienie nowego pracodawcy nie będzie takim łatwym zadaniem. Decyzja o zgodzie na obniżenie uposażenia byłaby najkorzystniejszym i to również z ekonomicznego dla piłkarzy punktu widzenia rozwiązaniem.

Czy sytuacja Klubu z Żiliny będzie odosobnionym przypadkiem na piłkarskiej mapie świata? Niestety nie. Nawet przy wdrożeniu przez FIFA, UEFA, krajowe związki będące odpowiednikami polskiego PZPN rozwiązań systemowych wiele klubów podzieli los słowackiego bankruta. Najgorzej przedstawia się sytuacja klubów, których budżet zbudowany jest analogicznie do tego z Żiliny oraz tych, których głównymi sponsorami są firmy z branż najbardziej dotkniętych bieżącym kryzysem (transport lotniczy, usługi, itp.). Kluby których budżet polega na zdywersyfikowanej strukturze sponsoringu, bądź sponsorzy głowni pochodzą z branż relatywnie mniej dotkniętych kryzysem, przy jednoczesnym zrozumieniu potrzeb pracodawcy (kluby), jak i pracowników (piłkarze, sztaby szkoleniowe) mają szanse na przetrwanie kryzysu w stosunkowo dobrej kondycji.

Czy fatalna na dzień dzisiejszy sytuacja klubu MŠK Žilina jest jeszcze do odwrócenia? Wydaje się, że tak. Klub pomimo ogłoszenia upadłości nie rezygnuje z działalności swojej akademii, która nie tylko na Słowacji uchodzi za kuźnię piłkarskich talentów. W dobie wszechobecnie panującego kryzysu, z pewnością doczekamy się zmian w układzie sił światowego futbolu i wcale nie wykluczone jest, iż Ci, którzy postawią dziś na niskobudżetową pracę u podstaw (własne akademie, lokalne struktury) za kilka, kilkanaście lat nie będą nazywani piłkarskimi potentatami.